Kibice Legii Warszawa - fot. Adam Polak
REKLAMA

Stec Bzdur

Karol Nowakowski - Wiadomość archiwalna

List otwarty Karola Nowakowskiego w reakcji na tekst Rafała Steca z dnia 22 października 2007r. „Kibol i Fajne Dziewczyny”, Gazeta Wyborcza:

Pana blog opatrzony jest podtytułem: „Nie tylko o sporcie. Czasem ironicznie, czasem śmiertelnie serio. Zazwyczaj złośliwie. Zawsze bezkompromisowo.” Brakuje mi tu jednak sformułowania „nie zawsze prawdziwie”, gdyż teksty „nie o sporcie” i „złośliwe” często się z faktami mijają, bądź też fakty niewygodne dla autora przemilczają. Szkoda, że dotyczą one głównie kibiców czyli ludzi, których pan nigdy nie rozumiał i jak widać dalej nie rozumie.



„Kibol i Fajne dziewczyny” przypomina inne Pana teksty traktujące o podobnych sprawach. Wszystkie są pisane z pozycji loży prasowej i wszystkie są prezentacją „jedynie słusznego” stanowiska. To tak jakby dziennikarz został zaproszony przez jedną armię do swoich okopów i na podstawie zastanej tam rzeczywistości i korzystając z opowieści żołnierzy wizytowanej armii, opisywał okopy po drugiej stronie frontu i siedzących w nich przeciwników.



Szkopuł w tym, że sprawozdający nigdy nie pofatygował się na druga stronę frontu, a przeciwnika widział tylko przez lornetkę na chwilę wychynąwszy z okopów. Taki materiał już pozwala na „prawdziwe” frontowe korespondencje i wiwisekcję konfliktu.



Porównanie do wojny jest uzasadnione, ponieważ protest kibiców Legii Warszawa jest pokłosiem batalii wytoczonej przez zarząd i właścicieli klubu „chuliganom z Wilna”. Wojny, na której giną jednak nie wzmiankowani sprawcy zamieszek lecz kibice.



Zacznijmy od tego fragmentu:



„*Bywalcy tzw. żylety, czyli najsławniejszej trybuny Legii Warszawa, kontynuują swój - jak go nazywają - protest, ale nie wystarcza im już "tylko" nie wspierać piłkarzy dopingiem. Znudzeni biegają po całym sektorze, wyśpiewują nonsensy o właścicielu klubu, który uratował go przed bankructwem, etc. Zapaskudzają widowisko…”



Bywalcy, tzw Żylety i tzw Krytej (mam nadzieje nie damy się podzielić - pomimo istniejących różnic w ocenie sytuacji i podejmowanych działaniach) nie są znudzeni. Jesteśmy za to wielce zdeterminowani. Zdeterminowani by stanąć w obronie tego, czym jest dla nas kibicowanie, czym jest wolność człowieka, który sam z nieprzymuszonej woli wspiera swój klub. Nie wspieramy? A co Pan powie, np. o postawie 450 osób w Poznaniu, które swym dopingiem zagłuszały znaczną część wypełnionego do ostatniego miejsca stadionu przy ul. Bułgarskiej? Brak opraw, dopingu na Łazienkowskiej szokuje, ale jednocześnie pokazuje, ze konflikt jest realny i niekoniecznie wszystkie racja są po jednej stronie. Tym bardzie nie po tej jedynie słusznej...



Pana opis ignoruje istotę sporu, a wtedy łatwo pokazać wszystko jako czysty nonsens. Ale czy model kibica preferowany przez zarząd klubu nie jest wydumanym nonsensem? Nie zakładajcie Panowie Komentatorzy, że kibic to debil z piwem w ręku. Załóżcie chociaż na moment, że zdarza się również człowiek myślący, a nawet z poczuciem humoru. Przykłady? Ot taki: http://legia.tv/photos08j/08lks1_f66.jpg. Z pozoru nonsensowny happening, ale jak się zajrzy głębiej to i dowcipu i myśli dopatrzyć się można. Nie ma wulgaryzmów, ani noży, ani nawet narkotyków – choć to są ponoć standardowe akcesoria o których mówią „Walterowcy” . Słynny już okrzyk „Walter! CO?! Mordo Ty Moja” został nazwany przez członka zarządu KP Legia „żartem rynsztokowym”, a osobie, która intonowała taki okrzyk zagrożono zakazem stadionowym. To dopiero paranoja. „Właściciel klubu, który uratował go przed bankructwem” nie staje się z tego powodu nietykalny... Dobre uczynki powinny być docenione, ale nie mogą eliminować możliwość krytyki uczynków złych. Mariusz Walter nigdy nie pałał miłością do nas, co i rusz dając do zrozumienia, że się nas pozbędzie. Każdą metodą.



Niesławne wydarzenia z Wilnie wywołały natychmiastową, choć nieco chybioną, reakcję klubu. Wszyscy kibice zgadzają się, wbrew temu co zarząd klubu stara się pokazać, że dla osób biegających po murawie Vetry nie powinno być miejsca na Legii. W poszukiwaniu i karaniu (co niezbyt to się klubowi udaje), włodarze zapędzili się w ślepą uliczkę...



Wylano dziecko z kąpielą. Nie znając sprawców właściwych, pozbyto się przy okazji (nomen omen) Nieznanych Sprawców – grupy organizującej doping na Legii (niech Pan zajrzy co oni potrafią http://www.nieznanisprawcy.com/). Skorzystano, ze starej sprawdzonej metody wrzucenia do jednego worka prawd, półprawd i kłamstw. Przy okazji zakazów stadionowych dla „ekipy wileńskiej” nałożono kary na tzw. ultrasów (w tym kobiety! „laski” jak Pan mawia) za to, ze odpalili na meczu race. Race, których wykorzystanie klub akceptował, a z podjętych ustaleń później się wycofał. Co więcej w prowadzonej sprawie przedstawiciele, klubu zeznawali, że takiego porozumienia nie zawierali.



Kibic, gdy jest potrzebny, np. przy okazji lobbingu na rzecz nowego stadionu jest „ziomalem”, a jak już nie jest potrzebny to się nazywa go „bandytą i dilerem”.



Wiec o co walczymy? Nie o władzę, nie o pieniądze, ale:



- o piłkę nożną dla kibiców;



- o traktowanie kibica nie jako intruza i źródło kłopotów, ale pełnoprawnego uczestnika meczu;



- o możliwość prowadzenia zorganizowanego dopingu na Legii, co jest niemożliwe, gdy dla niektórych ultrasów utrzymywane są zakazy stadionowe i to pomimo braku prawomocnego wyroku;



- o pełne, rozśpiewane, kolorowe stadiony, nie będące jednak „schludnymi kompleksami rozrywkowymi”. Na schludnych stadionach, które Pan się chętnie powołuje często jest letnio i nijako;



- o jednolite i jasne stosowanie zgodnych z obowiązującym prawem reguł zarówno dla kibiców jak i pracowników klubu.;



- o możliwość swobodnego poruszania się po kraju w celu dopingowania własnej drużyny. Klub nałożył tzw. zakaz wyjazdowy na grupy zorganizowane i dokłada strań by takie grupy nie zasiadały i nie kibicowały swojej drużynie na stadionie przeciwnika, rozsyłając do klubów listy z danymi osób, zaliczanymi do uznaniowej kategorii „persona non grata”.



- o zaprzestanie traktowania kibiców w taki sam sposób jak klientów, widzów widowiska rozrywkowego odbywającego się w multipleksie.



Dalej pisze Pan tak:



„Drugi najdoskonalej spełnia się w Anglii, która produkuje najbardziej spektakularne i najbardziej dochodowe rozgrywki ligowe świata. (...) Czy wolimy cywilizowaną kibicowską kulturę wyspiarzy, którzy świetnie się bawią mimo braku petard i flag...”



Na Wyspach wprowadzono zaostrzone, przepisy prawne, zainwestowano w infrastrukturę (tu tez tak trzeba! – od tego zacznijmy!), na stadionach jest spokój. Względny spokój bo nie zawsze się pokazuje, ale dochodzi tam do bójek, a śpiewy okraszone wulgaryzmami nie sa rzadkim zjawiskiem. Jak Angole popiją w swoich pubach, albo jak pojadą za granicę to robią awanturę i o nich głośno co oznacza, że zastosowane instrumenty nie doprowadziły do fundamentalnej zamiany nastawienia i sposobu bycia angielskich fanów. W tym Waszym wyśnionym Albionie, jak sędzia „krzywo” gwiżdże to cale sektory, również rodzinne, krzyczą: bastard, twat, wanker, fuck, co oznacza wedle Pana „cywilizowaną kibicowską kulturę wyspiarzy”. Oni racami, flagami się nie interesowali nigdy, więc nic im nie trzeba było zabraniać. Oni „odpalają race” wskazującym i środkowym palcem pokazując „up yours” tym, co chcieliby ich pozbawić możliwości śpiewania swych dumnych i pełnych przekleństw pieśni, bez względu na to czy są to najbardziej dochodowe rozgrywki świata czy też „mecz o pietruszkę ” w 8 lidze. Zawsze chodzi o futbol dla kibiców.



Kolejny fragment:



„Tego potrzeba naszej lidze. Pozbycia się kiboli, do których trzeba dopłacać (bo np. kluby są wyrzucane z europejskich pucharów), a zdobycia prawdziwych fanów, którzy wstydziliby się przeszkadzać własnej drużynie. Rewolucji, po której na stadion będzie warto się wybrać - w razie niesatysfakcjonującego wyniku lub poziomu gry - choćby po to, by poderwać fajną laskę.”



Kary w europejskich pucharach to nie jest powód do chwały, ale też kary nie są domeną kibiców Legii. Płacą je również inne kluby - spójrzmy na zachowania kibiców holenderskich, włoskich czy też kibiców hiszpańskich. Druga strona jest taka, że 4 tys. kibiców Legii dopingowało drużynę na meczu w Wiedniu, w taki sposób, że austriaccy komentatorzy, trenerzy, dziennikarze, kibice zazdrościli Legii ze ma takich fanów. Tylko czy warto o tym pisać? Efektowniej jest eksponować to, że została nałożona kara, za race albo jeszcze lepiej, o karze bez podania z jakiego powodu została nałożona. Race to rzecz sporna, ale sugeruję zapoznać ze stanowiskiem Ogólnopolskiego Związku Stowarzyszeń Kibiców: http://www.lech.poznan.pl/art,7628,deklaracja_ozsk.htm



Na koniec od dopingu i „laskach”. Gdy drużyna przegrywa, chodzi o to by podnieść ją dopingiem, a nie obracać się do stojącej obok „laski”. Gdy piłkarze „grają piach” czasami trzeba im powiedzieć im co się o tym myśli. „Kibole” na Ł3, nawet teraz nie zajmują się „laskami”. Możemy i chcemy pomagać drużynie, ale nie chcemy kar za to, że się jest

kibicem Legii. My też chcemy silnej Legii, ale nie za cenę bycia częścią „hiszpańskiego multipleksu”.



Zapraszam na Żyletę. Czasem ironiczną, czasem śmiertelnie poważną, niekiedy złośliwą. Zawsze bezkompromisową. To szansa na korespondencję z "okopów", znajdujących się po drugiej stronie frontu i okazja by przez lornetkę popatrzeć na... lożę prasową.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.