Kibice Fulham nie zachwycili - dopingowali na siedząco i sporadycznie. Lepiej pod tym względem wypadli fani Boltonu - fot. Krzysiek
REKLAMA

Na stadionach świata: Fulham - Bolton

Krzysiek, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

Niemal każdy polityk w Polsce chciałby, aby na polskich stadionach było tak jak w Anglii. Choć faktycznie liczba wybryków pseudokibiców zmniejszyła się w ostatnich latach, ze stadionu usuniętych zostało jednocześnie wielu fanatyków, którzy z chuligaństwem nie mieli nic wspólnego. M.in. przez to atmosfera na meczach Premiership jest daleka od tej, którą znamy choćby z naszej ligi. O tym jak prezentowali się kibice Fulham i Boltonu na niedawnym meczu ligowym w Londynie, przeczytacie w relacji Krzyśka.

Jeśli i Ty masz ochotę podzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat innych aren piłkarskich - pisz koniecznie na ultras@legialive.pl.

Fulham FC 2–1 Bolton Wanderers
Ostatni miesiąc wolnego, kończący się odpoczynek i mnóstwo pomysłów co by tu jeszcze zrobić... 7 września przeglądamy różne oferty wyjazdowe. Nagle złota myśl. A dlaczego by nie pojechać gdzieś na własną rękę? Szybka narada z bratem i wybór padł na Londyn. Błyskawiczna rezerwacja biletów na samolot na 12 września, przygotowania planu zwiedzania miasta i szukanie noclegu. Później chwila zadumy i... pytanie: "Gdzie my właściwie jedziemy? Do Londynu? Przecież tam aż roi się od klubów piłkarskich! Idziemy na mecz." I rzeczywiście: Arsenal, Chelsea, Tottenham, Fulham, Millwall i parę innych mniejszych drużyn. Było z czego wybierać. Jako że pierwsze dwa zespoły grały na wyjeździe, a Tottenham dopiero w poniedziałek, wybór padł na Fulham. Rzut oka na terminarz i proszę Fulham – Bolton. W zasadzie najlepszy przeciwnik, który mógł się w tym momencie trafić – w Boltonie są nasi – Ebi Smolarek i Jarek Fojut. Później było już z górki. Trzeba się było zarejestrować na oficjalnej stronie Fulham i bilety można zamówić on-line (żadnych kart kibica!). Ceny nie były najniższe (30 funtów za wejściówkę w drugim rzędzie przy murawie), ale okazja do obejrzenia najlepszej ligi na świecie nie zdarza się codziennie.

Nadchodzi 13 września, czyli dzień meczu. Z centrum Londynu dojeżdżamy pod stadion Fulham metrem. Co chwilę do wagonów dosiadają się kolejni kibice gospodarzy ubrani w biało-czarne koszulki i takie same szaliki. Wszystko odbywa się jednak w niesamowitej ciszy. Nikt nikogo nie pozdrawia, nie ma wspólnych śpiewów. Rozmowy tylko we własnym gronie. Nasuwają się dwa podstawowe pytania: Czy Wy na pewno idziecie na mecz, a nie jakąś stypę? I czy nie zauważacie braci po szalu? Ile razy jeździłem na Legię niemal każdy z każdym witał się jak z dobrym kumplem. Tutaj widocznie jest inaczej. Po około 20 minutach jazdy docieramy do stacji docelowej. Ledwo otworzyły się drzwi metra, a już obskoczyły nas "koniki", chcąc sprzedać bilety na mecz w rewelacyjnych miejscach. Mając jednak swoje wejściówki ruszamy z kilkutysięcznym tłumem w stronę bram Craven Cottage. Po drodze mijamy kilka pubów, w których biało–czarni raczą się jeszcze złotym trunkiem. Nadal jednak bez śpiewów.

Dochodzimy do stadionu. I tu pierwsza niespodzianka. Na zewnątrz kilka tysięcy ludzi, kolejek do wejścia brak. Bilety są na kody kreskowe, więc przejście przez bramki zajmuje zaledwie kilka sekund. Ochroniarze nawet nas nie przeszukują, tylko czujnym wzrokiem odprowadzają nas na trybuny. Jesteśmy! Stadion nie robi na nas zbyt dużego wrażenia, zwłaszcza po wcześniejszym zwiedzaniu Emirates Stadium i Stamford Bridge. Ale żeby u nas choćby takie na Euro zdążyli postawić. 40 minut do meczu, na trybunach było może z 200 – 300 osób. Na komplet się nie zanosiło. A jednak, tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego stadion zapełnia się niemal w całości – 23 656 kibiców na około 24000 miejsc. Z racji tego, że miejsca miałem tuż przy murawie, jeszcze przed meczem udaje mi się zamienić dwa słowa z Jarkiem Fojutem. Wyjaśnia mi powody absencji Ebiego Smolarka i to, że dzisiaj mecz rozpocznie na ławce. Szkoda.

Mecz był od samego początku zacięty i niesamowicie szybki. Nikt nie zamierzał odstawiać nogi. Walka, taka z jakiej znana jest liga angielska, była ostra, ale fair. Przy 26 faulach popełnionych w tym spotkaniu arbiter pokazał tylko dwie żółte kartki. W miarę upływającego czasu coraz bardziej uwidaczniała się przewaga gospodarzy, którzy z dużą łatwością przedostawali się pod pole karne Boltonu. Bardzo aktywny i waleczny w szeregach Fulham był niedoszły reprezentant Polski Andrew Johnson. Jednak osamotniony w ataku nie za bardzo potrafił przeciwstawić się rosłym obrońcom Boltonu. I dopiero przy wsparciu partnerów pod bramką gości robiło się naprawdę gorąco. Swoją przewagę Fulham udokumentował już w 15. minucie, kiedy to gola strzałem zza pola karnego zdobył Gera. W tym momencie poczynania piłkarzy Boltonu ograniczały się jedynie do rozbijania ataków gospodarzy i wybijaniu długich piłek do swoich napastników. W zasadzie w pierwszej połowie goście ani razu nie zagrozili poważnie bramce Fulham, natomiast gospodarze w 41. minucie za sprawą Zamory podwyższyli wynik na 2-0. W tym momencie wydawało się, że jest już po meczu. W drugiej połowie obraz gry przez długi czas nie ulegał zmianie. Dopiero około 75. minuty Bolton śmielej ruszył do ataku i raz po raz próbował pokonać bramkarza Fulham. Udało się to dopiero na 8 minut przed końcem spotkania, kiedy to piłkę do bramki Fulham trącił Davies. Jeszcze do końca meczu Bolton starał się zdobyć wyrównującego gola, ale mimo trzech doliczonych minut zabrakło na to czasu. Tak więc zwycięstwo Fulham stało się faktem, ku ogromnej radości zgromadzonych na stadionie fanów gospodarzy. Na boisku niestety nie pojawił się Jarosław Fojut, który po meczu niesamowicie mnie zaskoczył, oddając mi swoją koszulkę meczową.

Teraz kilka zdań o dopingu. Szału nie było. Tak jak już mówiłem, przed meczem nie dane mi było usłyszeć śpiewów angielskich kibiców, natomiast podczas samego spotkania zerwali się oni parokrotnie krzycząc "Fulham, Fulham" albo "Come on, Fulham". Wszystko jednak odbywało się w pozycji siedzącej. Można powiedzieć impreza piknikowa. Kibice wstawali ze swoich miejsc tylko po zdobytej bramce. Nie było jednak mowy o jakimkolwiek machaniu szalikami czy rozkładaniu sektorówek – chyba inna kultura kibicowania.

Dużo cieplejszych słów należy się za to fanom Boltonu, którzy w Londynie stawili się w sile kilkudziesięciu (max. 150 – pod stadionem czekały trzy autokary) osób i przez niemal pełne 90 minut na stojąco dopingowali swoich zawodników. Przywieźli ze sobą jedną flagę, na której wyszyte były 4 litery BWFC (Bolton Wanderers Football Club). W trakcie drugiej połowy doszło do małego incydentu, kiedy to obie grupy fanów zaczęły słowne zaczepki. Szybka reakcja służb porządkowych nie dopuściła jednak do starcia i po kilku minutach otaczania kibiców gości, sytuacja wróciła do normy. Po końcowym gwizdku obie ekipy w ciszy opuściły Craven Cottage i mimo że spotkały się ze sobą na ulicy prowadzącej na stadion, do żadnych przepychanek nie doszło.

Poprzednie relacje z tej kategorii znajdziecie w dziale Na stadionach

Masz ciekawą historię z meczu zagranicznych klubów lub Mistrzostw Europy?
Wychodząc naprzeciw Waszym pomysłom, zachęcamy do przesyłania nam relacji i zdjęć! Wy również możecie mieć swój wkład w tworzenie materiałów na Legia LIVE!
Relacje prosimy nadsyłać na specjalnie w tym celu utworzonego maila ultras@legialive.pl












Kibice Fulham nie zachwycili - dopingowali na siedząco i sporadycznie. Lepiej pod tym względem wypadli fani Boltonu - fot. Krzysiek
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.