Estádio do Dragão - piękny i ogromny stadion - fot. Agata Sienkiewicz
REKLAMA

Na stadionach Europy: FC Porto - Nacional

Arkadiusz Antoniak, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

W Warszawie nie możemy doczekać się nowego stadionu. Tymczasem w Portugalii przed Euro stadiony powstawały jak grzyby po deszczu. Ten, który dziś odwiedzimy, mieści się w Porto. Estadio do Dragao, bo tak nazywa się obiekt, jest w stanie pomieścić 50 tysięcy kibiców. Logo stadionu stanowi smok ziejący ogniem. Logo obecne jest wszędzie – na murach, biletach czy koszulkach dostępnych w sklepie firmowym (ma on się tak do blaszaka z gadżetami przy Ł3, jak stadion Porto do stadionu Legii). Także inne aspekty zdecydowanie przemawiają na korzyść wielokrotnego mistrza Portugalii. Na stadionie Porto czynne są wszystkie bramki wejściowe, co sprawia, że nie ma kolejek do wejścia.
Do zakupu biletu nie jest wymagana żadna karta, a na stadionie nie ma płotu ograniczającego widoczność. Klient nasz Pan - z takiego założenia wychodzą działacze Porto.

FC Porto - Nacional Madeira
Wyjazd do Portugalii to z pewnością marzenie wielu Polaków. Legendarny, a może nawet mityczny, kraj gdzieś na krańcu kontynentu, o którego skaliste brzegi rozbijają się fale Atlantyku, kusi tajemnicą.
Dla kibiców Portugalia to przede wszystkim Porto. Porto, czyli miasto, wino i klub piłkarski. Albo wino, klub piłkarski i miasto. Kolejność każdy musi sobie ustalić sam. Wino Porto jest absolutnie cudowne, nie można go porównać z niczym na świecie.

FC Porto to z kolei legenda futbolu. Założony w czasach naszych prapradziadków, zdobył tyle razy mistrzostwo kraju i tyle różnego rodzaju pucharów, że po prostu nie można nie czuć zazdrości. Za moich czasów z pewnością jednak największe wrażenie zrobiło wykreowanie największej chyba gwiazdy trenerskiej początku XXI w. – José Mourinho. Z klubem, który wydawało się, że lata świetności ma już za sobą, bez dopływu petro-waluty zdobył najpierw puchar UEFA, a w kolejnym roku Puchar Europy. Szacunek, proszę Pana. (Swoją drogą ciekawe, czy ktoś w PZPN zadał sobie trud przeanalizowania myśli trenerskiej JM celem wykorzystania co lepszych pomysłów w kraju, czy też uznano, że nie warto sobie zaprzątać głowy takimi bzdurami..)

Wracając jednak do klubu – Porto zawsze wywoływało u mnie dreszczyk emocji. A po ME w 2004 roku, kiedy Portugalczycy zbudowali sobie kilka pięknych stadionów (co prawda zachwyty Darka Szpakowskiego trochę mnie niepokoiły – delikatnie mówiąc: rzadko mamy podobne opinie – wietrzyłem więc podstęp) pragnienie wyjazdu do tego kraju po prostu mnie opanowało. Trwało to kilka lat, aż w końcu udało się tej wiosny - pojechałem.

Generalnie pod kątem piłkarskim z całego wyjazdu warte wspomnienia są 2 miejsca: Stadion Światła w Lizbonie i Stadion Smoka w Porto.
Po przylocie do Lizbony (nocne lądowanie w tym mieście jest cudowne – praktycznie przelatuje się na niskiej wysokości nad całym miastem) wybraliśmy się na Estádio da Luz, na którym na co dzień gra Benfica. Stadion znajduje się tuż obok ogromnego centrum handlowego, można więc wybrać się z dziewczyną i wszyscy będą szczęśliwi – każdy pójdzie zwiedzać to co lubi...

Ale samo przejście się na stadion to mało. Koniecznie, ale to koniecznie, chciałem zobaczyć jak wygląda kibicowskie życie południowca. Z dwóch wielkich klubów, jako że sam jestem Portowiec z urodzenia (pozdrawiam Braci w Szczecinie), wybrałem oczywiście FC Porto. Tak zaplanowałem cały wyjazd, aby być w Porto w sobotę – w dniu, w którym świeżo upieczony Mistrz Kraju (to już 3 kolejne Mistrzostwo!) będzie grał z outsiderem ligi, Nacional Madeira. Liczyłem na kanonadę, piękne zwycięstwo gospodarzy i cudowną atmosferę na trybunach.
Przyjechaliśmy więc do Porto dzień przed meczem (piątek) i prosto z autostrady trafiliśmy na Estádio do Dragão. Stadion jest piękny. Po prostu piękny. I ogromny. Może nie tak duży jak giganty z Paryża (Stade de Fance) czy Anglii (np. Wembley), ale 50 000 miejsc robi spore wrażenie. Jest też bardzo lekki. To nie ciężki żelbet jak np. Parc de Princes gdzie gra PSG, ale lekkie zdawałoby się, papierowe, dzieło sztuki. No po prostu musiałem obejrzeć mecz na tym origami. A smaczku dodaje jeszcze logo stadionu – sugestywna głowa smoka ziejącego ogniem.

Logo obecne jest wszędzie – na murach, biletach, czy koszulkach dostępnych w sklepie firmowym (ma on się tak do blaszaka z gadżetami przy Ł3, jak stadion Porto do stadionu Legii). Na stadion można bez problemu dojechać: autostradą, metrem, autobusem.

Bałem się o bilety – jeszcze z Polski próbowałem je zarezerwować, ale okazało się że bez problemu kupiliśmy je na miejscu. Ceny były średnio umiarkowane – 30 Euro za całkiem niezłe miejsca. Oczywiście socios mają je o wiele taniej, ale posiadanie karty kibica nie jest niezbędne do dokonania zakupu (drodzy Czytelnicy – czy ten tekst nie pojawia się w każdej relacji ze stadionu w Europie Zachodniej?? Czy ktoś u nas pójdzie w końcu po rozum do głowy?).

W sobotę rano, oprócz biletów, kupiliśmy też klubowa garderobę, żeby na meczu jakoś się prezentować. Odpowiednio przygotowani wieczorem wybraliśmy się na mecz. Problem w tym, że nasz hotel był w dzielnicy Boavista, ale jakoś przeżyliśmy wycieczkę do najbliższej stacji metra. Już w centrum kolejka pełna była biało-niebieskich fanów (te barwy trochę źle mi się "kolejarzą", ale jakoś przeżyłem). W metrze był więc ścisk, ale brakowało trochę śpiewów. Jakoś tak piknikowo się poczułem... Ale może to i dobrze – jechałem ze swoją dziewczyną, która nigdy nie była na meczu – bałem się, żeby nie ziściła się telewizyjna propaganda przedstawiająca "kiboli" w jedynym, znanym nam świetle.

Po wyjściu z metra pierwsza luźna kontrola wokół stadionu. I od razu problem – nie wolno wnosić dużych aparatów fotograficznych. Dobrze, że od razu nie chcieli książeczki szczepień ochronnych. Opowiedziałem pani z obsługi kilka bajek o tym z jak daleka przyjechaliśmy i jak nam zależy, no i wyszło na to, że możemy wejść, ale aparat ma zostać w depozycie za zakrętem. Grzecznie obiecałem, że tak się stanie i poszliśmy na trybuny. Aparat oczywiście z nami.
Wejść na stadion jest tyle, że nasi rodzimi spece od zabezpieczeń obiektów sportowych uznaliby to za jawną prowokację wymierzoną w ich autorytet poparty wieloletnim doświadczeniem. Generalnie szeroko otwarte bramy są dosłownie na każdym kroku. Do wyboru, do koloru. Kolejka do wejścia? Wolne żarty. Klient nasz Pan.

Nasze miejsca były prawie na samej górze. Gdy wszedłem na trybunę, od razu złapałem się barierki: zachwiałem się i myślałem, że spadnę. Przypomniałem sobie jak płaskie są trybuny na stadionie Śląskim i od razu wiedziałem, że to inna jakość. Gdy na Dragão siądziesz na foteliku, to masz wrażenie, że po prostu wisisz nad murawą. Widoczność jest doskonała. 50 000 miejsc i z każdego można komfortowo oglądać mecz.

Wszechogarniający niebieski kolor. Dosłownie wszystko jest niebieskie albo białe. Wzdłuż linii bocznych boiska ciągną się dwa olbrzymie łuki, na których chyba zawieszona jest konstrukcja dachu. Pod dachem dwa piętra olbrzymich trybun. Za bramkami tylko po jednym – dzięki temu powietrze może spokojnie dochodzić do środka – to kluczowe w tak gorącym kraju. Stadion nie ma typowych jupiterów – światła zawieszone są pod dachem wzdłuż boiska na wspomnianych już łukach. Dzięki temu murawa oświetlona jest równomiernie.

Na początku czułem się trochę nieswojo – jak nie na meczu. Patrzę, rozglądam się, coś mi nie pasuje. Nagle olśnienie: kraty! Nie ma krat! Nigdzie! Żadnych płotów pod napięciem, strzelców wyborowych na dachu trybuny naprzeciwko. Po prostu arena sportowych zmagań, a nie obóz koncentracyjny. Z drugiej strony fakt – nie było też tej garstki przygłupów rzucających wyrwanymi krzesełkami, jakby to były samoloty zrobione z kartki wyrwanej z zeszytu.

Zaczął się mecz – i zaczął się doping. Trybuny przykryte są dachem, doping więc niesie się rewelacyjnie. Specjalnie tak wybrałem miejsca, aby siedzieć w miarę blisko "młyna". Zaskoczyła mnie jego wielkość (a właściwie małość) w odniesieniu do wielkiego stadionu: kilkaset osób w porównaniu z kilkudziesięcioma tysiącami wygląda jednak słabo. A jeśli chodzi o śpiew i choreografię - nie ma co ukrywać, że w porównaniu z nami to trzecia liga. Mimo doskonałych warunków doping ani razu nie zbliżył się do poziomu prezentowanego przez fanów "czarnej eLki w kółeczku". Stadion tylko kilka razy zerwał się do śpiewów, młyn też cichł co kilka minut. Z ciekawostek: próbowano śpiewać na dwa głosy – zgrywały się ze sobą trybuny za bramkami, ale najlepiej im to nie wychodziło.

Niestety powodem słabego dopingu mogli być piłkarze. Najwyraźniej zadowoleni z trzeciego z rzędu mistrzostwa kraju uznali, że grać już nie muszą i lekko dali sobie wbić trzy gole. Sami tylko kilkakrotnie zagrozili bramce Nacional, ale trzeba przyznać, że były to piękne, koronkowe akcje. Jeszcze przed wyjazdem miałem cichą nadzieję na zobaczenie Przemysława Kaźmierczaka, ale cóż. Spora cześć kibiców buczała i gwizdała, część wyszła przed końcem meczu. Pewnie obawiali się, że tak grające Porto ośmieszy się w LM – nie wiedzieli jeszcze, że kilka tygodni później UEFA wykluczy Porto z LM za korupcję.

Świętowali za to fani Nacional. Przyjechało ich na mecz około 150 i cały czas śpiewali. Zajmowali jeden ze skrajnych sektorów za bramką naprzeciw młyna FC Porto. Nie byli w żaden specjalny sposób oddzieleni od reszty kibiców. Po prostu sielanka – chciałbym coś takiego zobaczyć kiedyś w Polsce.

Stadion był zapełniony mniej więcej w 80% - 90%. Po meczu te kilkadziesiąt tysięcy ludzi wyszło w ciągu kilku minut. Świetnie zaprojektowane "korytarze poziome i korytarze pionowe" sprawdzają się rewelacyjne.
Głęboko, naprawdę głęboko wierzę, że w 2012 roku też będziemy mieli takie stadiony w naszym kraju.
Jeszcze ciekawostka odnośnie stadionu: toalety mają osobne wejścia i wyjścia – mniej więcej tak jak w IKEA: wchodzisz z jednej strony, po drodze mijasz kolejno pisuary, kabiny, umywalki, suszarki, śmietniki i wychodzisz z drugiej strony. Wszystko po to, by nie było korków!!

Poprzednie relacje z tej kategorii:

Rapid Wiedeń - Austria Salzburg
Southampton - Sheffield United
Benfica Lizbona - Vitoria Setubal
Olympique Lyon - Nancy
Borussia Dortmund - Bayern Monachium (finał Pucharu Niemiec)
Zenit Sankt Petersburg
Mantova - Juventus Turyn
Real Madryt - Deportivo La Coruna
Chelsea Londyn - Birmingham
Galatasaray Stambuł – Genclerbiligi Ankara
Sunderland - Norwich City
Lokomotiv Sofia - Levski Sofia
Aberdeen - Lokomotiv Moskwa
Celtic Glasgow

Masz ciekawą historię z meczu europejskich klubów lub Mistrzostw Europy?
Wychodząc naprzeciw Waszym pomysłom, zachęcamy do przesyłania nam relacji i zdjęć! Wy również możecie mieć swój wkład w tworzenie materiałów na Legia LIVE!
Relacje prosimy nadsyłać na specjalnie przeznaczonego maila ultras@legialive.pl













Estádio do Dragão - piękny i ogromny stadion - fot. Agata Sienkiewicz
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.